Rejs: Vulcano – Palermo
Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Ostatni, jak zwykle nocny, etap rejsu przebiegł bardzo spokojnie i o poranku Palermo powiedziało nam „witajcie kochani żeglarze” 🙂 Wejście do portu, zacumowanie, śniadanie, tankowanie, mycie łajby, sprzątanie, przygotowywanie dla kolejnej załogi, kupowanie biletów na prom, pakowanie, takie tam normalne przyjemne zajęcia 🙂
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem mieliśmy wsiąść na prom, którym przepłyniemy do Genui aby stamtąd dostać się pociągiem do Pizy, gdzie czekało na nas auto Konrada. Powrót autkiem przez połowę Europy i to jako jeden z kierowców, nastrajał mnie znakomitym humorem pomimo tego, że w głowie była świadomość, iż rejs już za nami. Z radości przeskoczyć do radości – nie często ma się tyle szczęścia 🙂
Wysprzątany jacht został do dnia następnego w rękach syna Konrada, czyli Mateusza i jego przewspaniałej żony Kasi, z którymi miałem przyjemność płynąć od Fiumicino a którzy wybierali się w dalszą podróż następnego dnia, również promem ale w przeciwnym kierunku – na południe.
Tak więc my na północ, oni na południe a jacht dalej w trasę z załogą, która przejmowała go następnego dnia. O samym promie nie będe się rozpisywał, są zdjęcia, jedyną ciekawostką, o której warto wspomnieć jest to, że praktycznie jeden cały pokład był dla zwierząt i faktycznie ludzie tam chodzili ale również wyprowadzali psy, koty (innych zwierzątek nie zauważyłem). Trasa pociągiem z Genui do Pizy przebiegła bez problemów. Jazda do Polski również była bardzo przyjemna i bez złych przygód.
Podsumowanie rejsu:
- jacht: s/y Konferencja
- 421 NM
- 82 godziny z czego 16 na żaglach i 66 na silniku
- 86 godzin w portach i na kotwicy
- Zaliczone porty: Rzym Fiumicino, Capri, Maratea, Stromboli, Volcano Porto, Palermo
- Osoby, z którymi miałem przyjemność płynąć:
- Konrad Brzeziński – armator, skipper
- Mateusz – żeglarz, syn Konrada
- Kasia – żeglarz, żona Mateusza, mistrzyni gotowania
- Heniek – tak, wiem, ciągle czekasz aż odeślę Ci Twoje okulary
- poprzednia załoga, niestety za krótko, żeby zapamiętać imiona
Aby tradycji stało się zadość, wspomnę o optymistycznym akcencie. Kiedy to piszę (długo po fakcie) i wspomnienia wracają, już chcę więcej i więcej i więcej.
Do zobaczenia następnym razem, czyli już wkrótce.
Notka: część zdjęć wykonana przez Mateusza, prawa do nich należą do niego.