Montaż Elektryki

Wystarczy silnik i akumulator. Nic więcej nie jest do tego potrzebne. Aaaaaaale jak chce się mieć wygodniej to trzeba troszkę pokombinować. Super instalacje elektryczne z fotowoltaiką „jachtową” markowych firm to jednak grube pieniążki. Zwłaszcza na jednostki morskie. Ale my nie mamy morskiej ani nieograniczonego debetu w banku. Mamy za to mnie a ja się lubię bawić kabelkami. Jak to ktoś kiedyś powiedział „dać mi kabelki i ma się mnie z głowy”. Miała racje, kable, kable, kable 😀

Po przeliczeniu ile można wydać na gotowe super rozwiązania poszedłem usiąść i zapalić. Zapaliłem, popatrzyłem i powiedziałem NIE! Zrobię o dużo taniej i lepiej. Może nie ładniej ale z taką samą sprawnością i bezpieczeństwem całego układu.

Jak postanowiłem, tak zacząłem robić. Kupić kabelki i akumulator (bardzo porządne, to musi być bardzo porządne chyba, że lubi się igrać z przeznaczeniem). Kilka też dobrych wyłączników i przełączników na wysokie napięcia. Odpowiednie listwy, bardzo dobrą „inteligentną” ładowarkę samochodową, zwykły panel słoneczny (nie „jachtowy”), konwerter, inwerter, gniazda, mierniki i brać się do dzieła.

Projekt obwodów zrobiony osobiście. Montaż osobiście. Przeliczenie wytrzymałości kabli i wyłączników wyszło tak, że powinno wszystko działać nawet jak byśmy skończyli jako łódź podwodna 😀 No co? Mam świra na tym punkcie więc bezpieczeństwo na pierwszym miejscu.

Solarek wystarczający, zeby doładowywać akumulator tylko na wyłączonym silniku, większy i to jachtowy to koszt instalacji razy dwa a na większy nie jachtowy nie mamy miejsca więc może kiedyś jak elastyczne panele będą już w normalniejszej cenie. Stwierdziłem, że wystarczy i jak najbardziej wystarczył. Tylko raz podłączyliśmy się do prądu przy kei żeby doładować mocno wyładowany akumulator po dość ostrym i długim walczeniu z prądem i wiatrem, które na Poraju czasami potrafią ostro dać w dupsko.

Jak już mieliśmy tą część za sobą, cała reszta to już była bajka, która zobaczysz w kolejnym odcinku >>.