Rejs: Capri – Maratea

Po nocnej żegludze z Capri na południowy wschód i ominięciu dziwnych terenów oznaczonych jako zamknięte dla żeglugi, zaczęło świtać więc należało stanąć gdzieś, żeby zjeść śniadanie, popływać jeśli będzie fajna woda, aby pracujący mogli spokojnie popracować, może coś zwiedzić jeśli będzie co. 

Ponieważ tym razem do mnie należała decyzja gdzie się zatrzymujemy wygrzebałem jakąś niewielką miejscowość z – jak się okazało – uroczym kotwicowiskiem i rewelacyjnie lazurową wodą. Dzień spędziliśmy na korzystaniu z kąpieli, relaksie, pracujący pracowali, no takie idealne rozłożenie czasu, dla każdego coś fajnego 🙂

Okazało się, że zaraz za klifem jest też fajna marina, do której po południu wpłynęliśmy żeby wyskoczyć na jakąś dobrą pizzę, zobaczyć w jakiej cenie mają tam diesla i po prostu ją zwiedzić. Niezwykle klimatyczne miejsce. Wąskie uliczki, schody góra/dół co chwila, malutkie knajpki. Jak zwykle trafiliśmy idealnie 🙂

Wieczorem po małych pracach na maszcie (żarówka) jak codziennie ruszyliśmy w dalszą drogę tym razem już bezpośrednio w stronę Wysp Liparyjskich a dokładnie w stronę sławnego Stromboli, który kilka dni temu wypluł potężną ilość popiołów, ale o tym już w następnym odcinku >>

Notka prawna: część zdjęć wykonana przez Mateusza, prawa do nich należą do niego.