Rejs: Lazareto – Leuca
Po dwóch dniach aktywnego relaksu, rozpoczęliśmy trasę w stronę włoskiego obcasa. Plan był taki: z Lazareto na północ przez Cieśninę Korfu, później na zachód, może gdzieś po drodze przenocować albo płynąć 24h w stronę obcasa. Marcin poszedł spać … Większość czasu coś odsypiał bo nic go nie było w stanie ruszyć, tylko jak coś się działo to wstawał do pionu, wykonywał co trzeba jak automat, czasami sprawdzał czy wszyscy żyją i ponownie zasypiał jak dziecko … skubany jeden.
Ja pierwszy raz tak daleko na pełnym morzu – poza Bałtykiem – na jachcie, uczyłam się, jak dobrze czuć się na pokładzie kiedy inni śpiewają z wiatrem. Tak, nauczyłam się śpiewać i wiem jak brzmię a uczyłam się od najlepszych 🙂 Ten pierwszy dzień i noc były dla praktycznie wszystkich krytyczne. Nikt, poza Anią i Robertem, nie zdążył się jeszcze w pełni zaaklimatyzować. Płynęliśmy ostrym bajdewindem a fala była dość duża. Już się nie tłumaczę, było bardziej niż fajnie, było cudnie 🙂
Późną nocą, z lekko wymęczoną załogą stwierdziliśmy, ze zawijamy na kotwicowisko przy Othonoi. Kilka godzin snu i przed świtem w dalszą drogę już spokojniej bo Ci, którzy jeszcze nie zdążyli się przyzwyczaić do fal wcześniej, już też zaczęli się aklimatyzować. Po krótkiej walce z kotwicą szczęśliwie wyszliśmy w morze. Już świtało.
Reszta drogi na obcas była już w miarę spokojna. Zluzował nam się sterociąg ale to był moment żeby go naprawić. Później drugi raz przy samym wejściu do portu i to już był ostatni raz kiedy trzeba go było poprawiać. Od tego momentu trzymał już bez problemów poza tym, że przez nasze zabawne manewry bez steru, włoska Straż Wybrzeża sprawdziła, co my wyprawiamy 🙂
W samej marinie stanęliśmy przy kei i zrobiliśmy sobie znowu kilka godzin zwiedzania miasta i okolicznych knajpek gdzie zjedliśmy zarąbistą pizzę i tonę lodów 🙂
Statistics: 123 NM, 21 hours of sailing
Następnego dnia wyruszyliśmy dalej w stronę śródstopia ale o tym już w kolejnym odcinku >>